poniedziałek, 11 maja 2015

Rozdział 23

Proszę przeczytajcie notke :D 
  Liam przyśpieszał za każdym razem gdy słychać było jej głos. Byłem zdezorientowany, trudno było się w tym wszystkim połapać, zmiany nastroju przypominały kobietę w ciąży . Kroki niosącego mnie Liama cichły w grubym materiale dywanu ścielącego korytarz. Bezpieczna przystań zbliżała się coraz bardziej. Moje serce kołatało się w piersi z radości i podenerwowania, jednak moja ekscytacja szybko przygasła gdy Liam skręcił w boczny korytarz który prowadził na strych. Ehh i romantyczną wizje bombki strzeliły. Zacząłem się głowic co takiego może być na zakurzonym brudnym strychu. Nie mogłem znaleźć odpowiedzi, ale jedno było pewne zaraz miałem się o tym przekonać. Liam zbliżał się do starych dębowych drzwi, nie można było zaprzeczyć, że ten dom miał w sobie niesamowity urok. Drzwi szybko ustąpiły a za nimi ujrzałem długie zakurzone stopnie prowadzące na górę. No tak pełno kurzu i zapewne pajęczyn. Li zamknął za nami drzwi co okazało się dla mnie niczym przyjemnym bo musiał mnie do tego odstawić na ziemię, a jego ramiona były dla mnie jak oaza. Szybko jednak wróciłem w jego objęcia. Schody były długie, ale wąskie więc musieliśmy uważać a raczej to mój bodyguard musiał uważać żebyśmy nie polecieli do tyłu. Kiedy znaleźliśmy się na samej górze nadal nie wiedziałem po co akurat tutaj mnie zawlókł, była tu sterta pudeł stare szafy I parę osobno stojących obrazów, czyli nic specjalnego. Okno naprzeciw mnie chyba wychodziło na podwórze nie byłem jednak tego pewny. W sumie gdyby doprowadzić ten pokój do stanu używalności można by tu było zrobić jakąś bawialnie czy coś. Moje rozmyślania na temat wygospodarowania przestrzeni przerwał mi Li który powoli posadził mnie na jednym z pudeł, a sam usiadł na drugim, oparł łokcie o kolana ukrywając twarz w dłoniach. 
- Liam co się stało? - Teraz już naprawdę byłem skołowany.
-Nic, po prostu jestem zmęczony od paru dni nie mogłem spać - skłamał. Widziałem, że to co powiedział nie było prawdą, ale nie chciałem drążyć tematu.
- Oh - tylko tyle udało mi się wykrztusić bo spojrzał na mnie bardzo smutnym wzrokiem.

- Tak właściwie po co tu jesteśmy? - przerwałem panującą ciszę
- Chciałem ci coś pokazać. Znalazłem to bardzo dużo ciekawych rzeczy, ale najlepszą z nich jest pamiętnik.
- Pamiętnik? - Czy on sobie żarty stroi?
- Tak. Widzisz jednego nie wiedzieliśmy o byłej właścicielce naszego domu.
- Mianowicie?
- Miała ona syna.
- Ale przecież...
- Tak wiem podobno była samotna, ale pamiętnik a raczej dziennik który znalazłem należał do jej syna.
Widzisz gdy go znalazłem poszedłem do tutejszej biblioteki i znalazłem informacje na temat tej rodziny.
- Czego takiego się dowiedziałeś? - zaczynało się robić coraz ciekawiej?

- Bądź cierpliwy to zaraz ci wszystko opowiem.
- Ok
- Pani Jefferson nie miała nigdy męża była samotną kobietą, ale jakimś cudem zaszła w ciąże nie wiadomo było kto jest ojcem, plotki głosiły, że był nim przejezdny doktor, który akurat prowadził badanie jakieś tam nie pamiętam o co chodziło, ale tak rzekomo to wyglądało. Pani Jefferson postanowiła widocznie wychować dziecko samotnie, ponieważ 9 miesięcy później na świat przyszedł James. Znalazłem wzmianki, że był on nie zbyt grzecznym dzieckiem, a później młodzieńcem który wdawał się w bójki i rozrabiał jak się dało.
- Co się z nim stało? - Nie wytrzymałem
- Popełnił samobójstwo. Z tego co się dowiedziałem przedawkował leki nasenne.
- Nikt go nie uratował?
- Z tego co się przeczytałem wynika, że tego feralnego wieczoru pani Jefferson była w jego pokoju
- Dlaczego nic nie zrobiła?
- Myślała, że śpi.
- Jak to?
- James wziął leki nasenne popił wódka i położył się. Każdy by myślał, że po prostu zasnął.

- Dlaczego to zrobił?
- Właśnie tego się nie dowiedziałem, nie było podanego wyjaśnienia ale wydaje mi się że w tym znajdziemy informacje na 
ten temat - powiedział podając mi do ręki stary dziennik.
- Ciekawe o co mogło chodzić.
- Nie wiem, ale na pewno się dowiem, ale teraz wracamy bo zaraz zaczną przewracać dom do góry nogami.
 Cała ta historia niesamowicie mnie zaciekawiła. Byłem pewny, że rozwiązanie zagadki śmierci syna Pani Jefferson będzie odskocznią od zamętu w moim życiu. Nie wiedziałem jednak jak bardzo się mylę

 Gdy zeszliśmy po schodach na dół, a raczej jedna z nas szło a drugie było niesione i niesamowicie z tego faktu zadowolone ruszyliśmy korytarzem i niestety spotkaliśmy na swojej drodze ostatnia osoba jaka miałem nadzieje zobaczyć. Sophie szła pewnym krokiem w naszym kierunku. Pewnie mi się zdawało, ale miałem wrażenie, że Liam przytulił mnie mocniej do siebie gdy tylko ją zauważył, ale byłem pewny, że za to wrażenie odpowiedzialna jest moja wyobraźnia.
- Wszędzie was szukałam. Jak się czujesz Zayn? Mam nadzieję, że szybko wrócisz do formy - Powiedziała zjadliwym tonem żmija, nie mogłem zmarnować okazji by się na niej delikatnie odegrać za to, że jest tak bardzo wredna.
- Na pewno szybko to nastąpi jeśli Li będzie dalej się mną tak opiekował - uśmiechnąłem się do niej zjadliwie
- Kochanie Zayn chyba sobie już jakoś poradzi. Chodźmy gdzieś na kolację, do jakiejś dobrej restauracji. - odparła z wymuszonym uśmiechem, małpisko kombinuje jak może żeby trzymać Liama jak najbliżej siebie. Niestety nic z tym faktem zrobić nie mogłem, w końcu to jej chłopak.
- Wiesz co jestem dzisiaj naprawdę zmęczony, więc może to przełożymy? Po za tym muszę pomóc Zaynowi. Zadzwonię do ciebie jutro.

- Akurat!! Ostatnio nie odbierasz ode mnie telefonów, nie wiem co się  z tobą dzieje, nie karz mi kazać ci wybierać. Wiesz, że jestem do tego zdolna.
- Tak wiem, ale ty nie wiesz jaka będzie odpowiedź - Zatkało mnie i ją najwyraźniej też bo już nic nie powiedziała tylko stała jak wryta, a Li zgrabnie ją wyminął zmierzając do naszego pokoju. Nie wiedziałem co powiedzieć po tej krótkiej konkretnej wymianie zdań, więc drogę do pokoju przemierzyliśmy w ciszy. Gdy przekroczyliśmy próg zobaczyłem, że nastąpiła tu pewna zmiana, mianowicie łóżko, które stało w pokoju nie należało do mnie. Na środku pokoju stało wielkie... łoże tak inaczej tego nazwać nie można. Gdy spojrzałem na Liama miał skruszoną minę.
- Wybacz zapomniałem ci o tym powiedzieć, widzisz remont zachodniego skrzydła jeszcze się przedłuży więc pozwoliłem sobie zadbać o trochę więcej wygody i kupiłem nam łóżko - Li posadził  mnie na owym łóżku

- Nie no spoko. Tylko tak trochę mnie zatkało.
- Wiem. To może ja się go pozbędę..
- Nie, nie może być, jest okey.
- Na pewno?

-Tak. Teraz lepiej spójrz co mam.
- Nie wierze, zabrałeś stamtąd dziennik?
- Tak, chciałem się czegoś więcej dowiedzieć.
- Zayn to jest naruszanie prywatności zmarłych.
- Niby tak, ale chyba zasługuje on na to, aby wszyscy wiedzieli dlaczego zginął.
- W sumie masz racje.
- Dobra, pójdę się umyć i razem go przeczytamy. Co ty na to?

- Ok. - Odpowiedział niemalże szeptem.  Chciałem ruszyć w stronę łazienki, ale gdy się podniosłem zachwiało mną i upadłbym gdyby nie silne ramiona mojego Anioła.
- Może ci pomóc co? - Lu patrzył na mnie z uśmiechem, na chwile mnie zamroczyło,
- Dam sobie radę. - Chyba.. Z nim było by przyjemniej...
 Woda okazała się mieć zbawienny wpływ na moje mięśnie i rozdygotane nerwy. Ciepło rozchodziło się po moim ciele.Natłok myśli, które miałem w głowie nagle zaczął się rozpływać i myśli zasnuła mgła. Powoli odpływałem w stan niebytu. Chyba śniłem, nie byłem pewny, ale stałem w jakimś ciemnym pomieszczeniu. Szedłem przed siebie. Im dalej byłem tym jaśniej robiło się w pomieszczeniu. Kiedy panował już półmrok zauważyłem przede mną postać. Nie wiedziałem kim ten ktoś był. Kiedy podszedłem bliżej, postać wyciągnęła przed siebie rękę, była ona cała sina. Chciałem za nią złapać ale wtedy poczułem zimną dłoń na swoim ramieniu.
- Zayn!! - Poczułem na ramieniu zimną dłoń. To był sen, tylko sen.
- Znowu spisz w wannie? Utopisz się kiedyś - powiedział lekko rozbawiony Liam. Najwyraźniej musiałem mieć zabawny wyraz twarzy.

- Tylko na chwile zamknąłem oczy- Zacząłem się tłumaczyć, ale na daremne bo surowy wzrok Liama mnie powstrzymał od dalszych tłumaczeń.
- Jak cię kiedyś znajdę tu martwego to cię uzdrowię a później samodzielnie uduszę
- Też cie kocham - odparłem cichutko licząc, że tego nie usłyszał.
- Wiem. - Powiedział Liam zamykając za sobą drzwi od łazienki.



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Wróciłyśmy!!!!!!
Jak rozdział? Podoba się? Jak sądzicie dlaczego syn Pani Jefferson sie zabił? I kim jest tajemnicza postać ze snu Zayna?


Jak widać pozbierałyśmy się już po tych wszystkich akcjach i dramach i znów dla Was piszemy. Jednak mamy do Was kolejne pytanie. Ze względu na ostatnią sytuację między Zaynem, Louisem  a NB i tym,iż wiele z fanek znienawidziło Zayna zastanawiamy się czy pisać nadal tego bloga, bo nie wiemy czy będziecie go czytać.
W komentarzach napiszcie czy chcecie abyśmy dalej pisały czy nie.
Nie chcemy przestawać pisać, ale jesli mamy pisać a nikt tego nie będzie czytał to nie ma to najmniejszego sensu.
Tak więc czekamy na wsze odpowiedzi w komentarzach :D
Kochamy Was <3
Wika i Emi xx



5 komentarzy:

  1. Genialny, cudowny, świetny.
    Fajnie, że już wróciłyście.
    Jak dla mnie piszcie dalej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Piszcie dalej. Ten blog jest tak zajebisty i tylko to mi już pozostało po starym Zaynie. Ta nowa osoba, którą się stał mnie przeraża. Zakochałam się w nieśmiałym wspaniałym chłopaku a nie w kimś takim jakim jest teraz.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudo *.* Fajnie że już jesteście <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja z fejsa xd to tak na początek powiem ze dopiero co przeczytałam i stwierdzam ze to jedno z najlepszych ff jakie czytałam :D to moje pierwsze opowiadanie ziam i chyba zacznę czytać ich wiecej ;p a rozdział świetny i piszcie dalej chciażby dla mnie :)
    -martek :3

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział ;) piszcie dalej

    OdpowiedzUsuń