czwartek, 10 września 2015

Rozdział 25

   W nocy obudziły mnie krzyki i śmiechy chłopaków. Obróciłem się by sprawdzić czy Liam leży obok mnie, ale miejsce gdzie powinien być było zimne i puste. W pierwszej chwili ogarnęła mnie panika, ale usłyszałem znów śmiechy z dołu i pomyślałem że pewnie siedzi z resztą, postanowiłem iść sprawdzić co wywołuje tyle zamieszania. Wciągnąłem na siebie szare dresy, podążając korytarzem a następnie schodami w dół zmierzałem do salonu. Ku mojemu zdziwieniu nie widziałem tam Li. Chłopaki w najlepsze bawili się grając na PS. Panicznie rozejrzałem się po raz kolejny po pomieszczeniu w poszukiwaniu Payna, nie było go. Przeszukałem  kuchnie łazienkę i wszystkie inne pomieszczenia ale nigdzie go nie było. Wróciłem do pokoju po telefon by zadzwonić do niego. Jeden sygnał, drugi, trzeci
 - Cześć tu Liam  nie mogę teraz odebrać jeśli chcesz pozostaw wiadomość albo zadzwoń później.
 Rzuciłem telefon na łóżko. Chodziłem w kółko po pokoju nie wiedząc co robić. Miałem kilka opcji, albo iść go szukać sam albo zadzwonić do wszystkich znajomych czy nie ma go u nich lub poinformować pozostałych, że Li zniknął. Po dłuższym rozmyślaniu wybrałem pierwszą opcje. Szybko ubrałem przypadkowe ciuchy i cicho wymknąłem się z domu. Nie miałem planu gdzie udać się najpierw, w mieście było mnóstwo miejsc, które szatyn uwielbiał i często odwiedzał. Nie wiedziałem gdzie iść najpierw, bałem się, że coś mu się stało. Musiałem się ogarnąć. Wziąłem kilka głębokich wdechów i ruszyłem przed siebie.
 Po trzech godzinach poszukiwań przeszedłem już połowę jego miejscówek, niestety jego nigdzie nie było. W drodze z jednego miejsca do drugiego dzwoniłem kolejno do znajomych pytając czy widzieli Payno, jednak nikt go nie widział. Robiło się coraz chłodniej, a moja skórzana kurtka niewiele mi pomagała. Spojrzałem na zegarek była 4:15 a na niebie pojawiły się ciemne chmury które nie wróżyły nic dobrego. Przeanalizowałem odwiedzone miejsca by rozplanować dalsze poszukiwania. Ruszyłem w stronę wzgórza z którego rozpościerał się widok na horyzont i większą część miasta. W nocy wyglądało ono z  góry na bardziej żywe niż w dzień, światła ulic oraz domostw i wielkich korporacji rozwijały poświatę nad całym widokiem. Myśl że Li jest gdzieś tam sam pośród zgiełku nocnego życia przyprawiało mnie o strach. Czy na pewno nic mu nie jest? Pytałem sam siebie ale nie umiałem odpowiedzieć. Z minuty na minutę coraz bardziej ogarniała mnie panika. Czy to wszystko przez kłótnię z Sophią ? On przecież ją bardzo kocha więc na pewno o to chodzi. Teraz jednak moją zazdrość przyćmiło coś innego. Bałem się, naprawdę się bałem, że mógł by zrobić coś głupiego. Zacząłem biec przed siebie chciał bym mieć super moc i przemieszczać się w ekspresowym tempie by móc szybciej przeszukać wszystkie miejsca. Biegłem tak szybko, że nawet nie poczułem jak zaczęło mrzeć a następnie jak krople stawały się coraz większe i większe na dobre zaczęło lać a do tego doszły grzmoty i lodowaty wiatr, ale biegłem dalej nie mogłem się poddać musiałem go znaleźć. Zatrzymałem się na chwilę żeby spojrzeć gdzie jestem. Znajdowałem się niedaleko domu na placu zabaw na którym czasem przesiadywaliśmy, strach w mojej głowie przysłoniły na chwilę wspomnienia z których wyrwał mnie grzmot spojrzałem w górę i usiadłem na brzegu piaskownicy niebo przecięła błyskawica, byłem cały przemoczony i w dodatku zacząłem kichać, dreszcze uniemożliwiały rozgrzanie się. Podniosłem się chcąc wznowić poszukiwania jednak po chwili moje nogi odmówiły posłuszeństwa tak jak i reszta ciała. Czułem, że moje powieki opadają, nie byłem w stanie nic zrobić, chwilę przed utratą przytomności ujrzałem moich przyjaciół biegnących ku mnie.
 Ocknąłem się w domu, leżąc okryty kilkoma kocami. Chciałem się podnieść jednak moje ciało nadal ze mną nie współpracowało. Byłem cały obolały, jakbym spał na kamieniach. Spojrzałem na zegarek stojący nieopodal, jednak nie widziałem którą godzinę wskazywał.  Wszystko było zamazane.
- W końcu się obudziłeś- usłyszałem cudzy głos
- Kto tu jest?
- Niezbyt mądrze postąpiłeś wiesz?- nikogo nie widziałem, jednak ten ktoś nadal do mnie mówił.
- Kim jesteś?
- Nie wiesz że to nie ładnie grzebać w czyiś rzeczach ? Może to być nawet groźne nie uważasz?  - usiłowałem się podnieść do pozycji siedzącej ale czułem jakby ktoś siedział mi na klatce piersiowej uniemożliwiając mi jakikolwiek ruch. Chciałem krzyczeć ale nie mogłem, Nie miałem pojęcia o co chodzi, rozglądałem się po pokoju w rogu zauważyłem ciemną postać, która powoli zbliżała się do mnie. Sylwetka nic mi nie mówiła, nie znałem tego kogoś, jednak wyglądało na to, że on zna mnie bardzo dobrze. Postać zniknęła kiedy drzwi do pokoju sie otworzyły a do środka wszedł Louis.
- Wreszcie się obudziłeś. Za chwile powinien przyjechać lekarz. Swoją drogą to należy ci się solidny opieprz stary. Co ty sobie wyobrażasz? Sam w środku nocy? Co ty wyprawiasz? Jesteś osłabiony, lekarz kazał ci leżeć w domu a ty wychodzisz? Pogięło cię do reszty?
- Ja.... szukałem Liama.
- Wiem, ale nie zmienia to faktu, że mogłeś nam powiedzieć poszlibyśmy go szukać. Nie musiałbyś się narażać. To było nieodpowiedzialne.
- Kto jest w domu?
- Tylko my a czemu pytasz?
- Nikt nie przyszedł? Nikt nie był w pokoju? - zapytałem spanikowany
- Nie. A coś się stało?
- Wszystko jest ok. Liam już wrócił?
- Niestety nadal go szukamy.
- Powiadomiliście policje? Muszę iść go szukać. Co jeśli coś mu się stało i leży gdzieś nieprzytomny? Albo ktoś go napadł i pobił.
- Uspokój się! Chłopaki go szukają cała ekipa nam pomaga. Ty musisz teraz leżeć i odpoczywać bo przy takim trybie życie niedługo nam wykorkujesz, a tego by nikt  nie chciał.
- Ale ja muszę
- Zayn nic nie musisz, wiem że to nie jest łatwe, bo pewnie gdyby zniknął ktoś kogo kocham tez nie potrafiłbym usiedzieć na tyłku ale niestety nie masz innego wyjścia Liam się znajdzie. Z reszta jest już dorosły i wie co robi. Na pewno jest cały i zdrowy. Nie masz się o co martwic. Ja idę na dół zobaczyć czy lekarz już przyjechał.
  Po chwili Lou wrócił do pokoju z Adamem. Który spojrzał na mnie tak jakbym wyglądał jak trup.
- Chłopie coś ty najlepszego ze sobą zrobił?
- Nic?
- Wyglądasz jak ostatnie nieszczęście. Co cię podkusiło, że łazić w ten deszcz po dworze? Na głowę upadłeś? - mówił wyciągając przybory potrzebne mu do badań.
- Możesz przestać? Już Lou zrobił mi wykład.
- I prawidłowo. Chcesz się wpędzić w zapalenie płuc?
- Nie, ale....
- Żadnego ale. Podciągnij koszule bo muszę cie osłuchać.
Po 30 minutach Adam opuścił mój pokój zostawiając w pokoju stertę kartek i karteczek z lekami jakie mam zażywać oraz zaleceniami co mi wolno czego nie i tym podobne. Znów pozostałem sam, nie jednak nie sam były jeszcze miliony myśli które plątały się w mojej głowie. Nadal nie było nic wiadomo na temat Liama. Martwiłem się i to strasznie. Leżałem wkurzony na chłopaków, którzy nie pozwalali mi się ruszać z łózka. Chciałem wstać i dalej szukać Li. Wpatrywałem się w sufit i zastanawiałem się gdzie in mógł pójść. Sophia odpadła już wczoraj, obdzwoniłem chyba wszystkich i nikt go nie widział.
Miały kolejne godziny bez znaku o Li. Odchodziłem od zmysłów. Nie  byłem w stanie myśleć o niczym ani nikim innym. Moje myśli krążyły tylko wokół niego. Zbliżała się już 9 na dworze panował zmrok, ulice były teraz jeszcze bardziej niebezpiecznie niż w dzień. Nie mogłem dalej leżeć bezradnie. Powoli podniosłem sie z łóżka i poszedłem w kierunku szafy. Ubrałem czarne spodnie, T-shirt oraz bluzę, która jak się po chwili okazało nie należała do mnie tylko do Payno. Nie to że przeszkadzało mi chodzenie w jego ubraniach ale mógłby to dziwnie wyglądać. Postanowiłem ją zmienić by nie wzbudzać niepotrzebnego zaciekawienia. Cichutko opuściłem pokój. Zszedłem do kuchni po drodze zabierając niewielką torbę by schować do niej jedzenie i coś do picia. W pobliżu nie było nikogo. Szybko spakowałem najważniejsze rzeczy do torby i udałem się do wyjścia otworzyłem drzwi sprawdzając czy nikt nie schodzi z góry powoli opuszczając dom. Kiedy odwróciłem się zobaczyłem ciemną postać stojącą w oddali. Z początku wystraszyłem się, że to któryś z chłopaków, ale kiedy przeszedłem koło tego kogoś nie zwrócił na mnie uwagi. Odetchnąłem z ulgą i ruszyłem przed siebie.
- Dokąd to się wybierasz ?- usłyszałem zza siebie głos  nieznajomej osoby. Miałem wrażenie, że już kiedyś gdzieś słyszałem ten głos,ale było to raczej niemożliwe. Postanowiłem zignorować to i iść dalej.
- Ignorujesz mnie? Nie ładnie, nie wiesz, że powinno się odpowiedzieć na pytanie?
- Nie znamy się więc, nie muszę odpowiadać na zadane pytanie. - odparłem bez namysłu
- Jestem *JJ - mimo odzewu nieznajomego i tak nadal go ignorowałem i szedłem przed siebie.
- Nie przedstawisz się?
- A powinienem?
- Ja się przedstawiłem, więc czemu ty miałbyś tego nie zrobić?
- Ja...-Nie zdążyłem dokończyć bo przerwał mi kolejny głos tym razem znajomy.
- Zayn! Dokąd Ty się do jasnej cholery wybierasz??
- Rozmawiałem właśnie z..- W tym właśnie momencie zorientowałem się, że koło mnie nikogo nie ma. To było co najmniej dziwne, ale nie miałem czasu się nad tym zastanowić bo Lou wziął mnie za habety.
- Nie wiesz jak to twoje włóczenie może się skończyć??!!
- Wiem, ale..
- Nie ma żadnego ale! Czy nie możesz nam zaufać?! Znajdziemy go tak! A ty powinieneś leżeć w łóżku a nie znów wychodzić poza teren swojego pokoju!! Nie pamiętasz co powiedział Adam!?
- Dobra już wracam tak? Nie musisz się na mnie drzeć jakbym był twoim dzieckiem!
- Najwyraźniej musze bo nic do ciebie nie dociera!
- To do ciebie nie dociera, że się martwię. Nie mogę o niczym innym myśleć tylko o nim zrozum to w końcu!
- Zayn doskonale cię rozumiem, też jestem zakochany jakbyś nie wiedział ale nie możesz narażać swojego zdrowia a co gorsza życia żeby go znaleźć. Wracamy do domu a ty idziesz do łóżka i nigdzie, ale to nigdzie z niego nie wychodzisz chyba, że ci na to pozwolę.
- Będziesz teraz robił za moja nianie? Wiesz, że jej nie potrzebuje.
- Ostatnio odnoszę inne wrażenie. Nie rozumiesz w jak poważnym stanie jesteś?
- Mam swoje powody by tak robić
- Wierz mi, że on nie jest powodem dla którego masz się zaniedbywać. Zayn nie widzisz, o cie niszczy. Ta miłość jest niemożliwa zrozum to w końcu.
- Sam jesteś niemożliwy. Zazdrościsz czy co?
- Niby czego? Tego, że osoba którą kochasz ma cię w dupie? Ni kocha ciebie? Tego mam ci zazdrościć? Nieodwzajemnionej bolesnej miłości?
- Ja wiem, że on coś do mnie czuje! Nie jestem mu obojętny!
- Stary on ma dziewczyne! Nie jest homo czy bi zrozum to on cie nie pokocha tak jak ty jego! A teraz wracamy do domu i koniec tej bezsensownej rozmowy.
 Louis zaprowadził mnie do pokoju i położył do łóżka po czym przyniósł ciepłą herbatę i talerz z kanapkami. Postawił wszystko na szafce nocnej a sam usiadł na parapecie wyglądając za okno. Nie chciałem mu przeszkadzać chociaż w sumie sam już nie wiedziałem czy by tak było. Zacząłem zastanawiać się dokąd mógł udać się Liam. Nie było go już długo, zaczynałem się bardzo o niego martwić, bo nie było normalne to, że znika na dłużej niż 12 godzin i tak zazwyczaj był u Sophii. Teraz nie było możliwości by tam był. Po dłuższych rozmyślaniach zasnąłem.
Obudziło mnie delikatne smeranie, ktoś głaskał mój policzek. Otworzyłem powoli oczy ze względu na jasność panującą w pokoju.
- Liam?

*JJ czytaj DżejDżej
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 Troche zawalamy bloga. Tak wiemy ale na prawde nie mamy jak prowadzic go dalej. Pracujemy uczymy sie i tak na prawde nie mamy czasu nawet by spotka sie ze soba. Jednak staramy sie jakos prowadzic bloga. 


Mam nadzieje ze zrozumiecie nas i zostaniecie z nami.
Teraz blog jest rownież prowadzony na wattpadzie
Niebawem będzie tam już zgodnie z tym co jest tutaj.
Wgl jak rozdział? Podoba się?


Do następnego rozdziału
 Wika i Emi xx