wtorek, 17 lutego 2015

Rozdział 21

Chciałabym prosić abyście przeczytali notkę i powiedzieli co sądzicie o naszym pomyśle :)
-Bo Ja...- nie wiem co się ze mną działo ale nie potrafiłem wypowiedzieć tych słów nie zależnie jak bardzo się starałem. Wiele razy już powtarzałem je sobie w głowie, układałem wyznanie prawdy zdanie po zdaniu, przewidywałem każdy scenariusz, ale teraz gdy przyszedł czas na stawienie czoła wyznaniu nie potrafiłem odtworzyć tego wszystkiego. Czułem się słaby. Zrządzenie losu nawet moje własne ciało buntuje się przeciw mnie.
-Zayn nie mamy całej nocy, chłopaki na nas czekają.
-Wiem, wiem, ale to naprawdę ważne. Jest coś co już od dawna chciałem Ci powiedzieć.
-Co takiego?- Li wyglądał na zaskoczonego, ale jednocześnie na zaciekawionego. Chwilowo mnie zamroczyło. Matko co się ze mną dzieje? Chyba naprawdę coś złapałem. No nic. Teraz albo nigdy.
-Liam Ja Cię K.....-I nastała ciemność. Nie wiem co się stało. Słyszałem tylko głos, głos mego anioła nawołującego mnie do powrotu.
  Obudziłem się z wielkim bólem głowy. Dziwne przecież nic nie piłem. Powieki ciążyły niemiłosiernie, a każdy mięsień mojego ciała bolał. No prawie każdy. Kiedy już zdążyłem odzyskać władzę nad powiekami zauważyłem, że coś jest nie tak, po boku głowy spływała mi jakaś ciecz.
-Co to do cholery?!- Usiadłem nagle i na moje kolana spadł ręcznik, mokry ręcznik. A to stąd ta woda musiałem zemdleć czy coś. Tak na prawdę to nie wiele pamiętam. Cholera czy ja? Nie powiedziałem mu chyba TEGO prawda?! Choć bym nie wiem jak się starał nie jestem w stanie sobie przypomnieć co tak naprawdę powiedziałem. Rozglądam się po namiocie. Jest w nim jasno co wskazuje wyraźnie na to, że trochę czasu minęło. Gdy wodzę wzrokiem moje oczy napotykają Liama. Długie rzęsy opadają na jego delikatne policzki a oddech jest spokojny, śpi. Nie mogę przestać go obserwować. Musiał opiekować się mną całą noc. Myśl o tym napełnia mnie miłością do niego. ale gdy wzrokiem wodzę po jego ciele napotykam w jego dłoni mój szkicownik. Otwarty jest na szkicu przedstawiającym jego samego, tym który narysowałem wczoraj. Cholera no to wtopiłem nie ma co. Delikatnie by go nie obudzić wyjmuje z jego ręki szkicownik, niestety ma zbyt czujny sen i budzi się natychmiast.
-Zayn? - Jego zaspane oczy patrzą w moje, a ja nie wiem co mam zrobić. Moje serce i rozum ogarnęła panika. Co mu powiedziałem, co pomyślał a przede wszystkim co czuł. Cholera ta niepewność mnie zabije.
-Co się stało? - Pytam niewinnie.
-Zemdlałeś wczoraj podczas wyjawiania mi że mnie...
-No co tam, co tam zgredy?
-Haaaryy...- jęknąłem ten debil zawsze zjawia się wtedy kiedy nie trzeba.
-Uh Zayn słabo wyglądasz
-Dzięki...
-No teraz to zostaje ci kostnica
-Harry idź szukać swoich gaci, a nie trujesz ludziom o poranku.
- Zayn jest 13.- Liam wyglądał jak by mi współczuł.
-Zostało jeszcze trochę dnia do przebalowania wyłaźcie z tego namiotu.
-Dobra już dobra.
Dlaczego on musi być tak  nieznośny. Gdy próbuje wygramolić się z namiotu nogi odmawiają mi posłuszeństwa i ląduję w ramionach Liama. Ten jednak szybko mnie od siebie odsuwa. Cholera czyli jednak powiedziałem .
-Liam ja..
-Harry czekaj na mnie.-Wyraźnie uciekł ode mnie. Zepsułem wszystko. Jak mogłem być tak lekkomyślny. Nie potrafię powstrzymać uciekającej pojedynczej łzy. Teraz wszystko się zmieni. Tylko wszystko zapowiada, że zmieni się na gorsze. Co ja mam zrobić? Muszę mu wszystko wyjaśnić. Gdy jednak wychodzę już z tym zamiarem z namiotu moje serce staje.
-Nie - tylko szept wydobywa się z moich ust.
Nie mam pojęcia jak udało mi się wrócić do namiotu. Mój proces oddychania był utrudniony przez panikę w mojej głowie i sercu. I co ja teraz zrobię?
-Zayn  jak się czujesz? Podobno zemdlałeś.- Widok Żmii pakującej się do mojej bezpiecznej przystani w namiocie przyprawił mnie o odruch wymiotny. Ciekawe skąd ta troska pewnie coś chce i skąd ona do cholery się tu wzięła?
-Ta wszystko ok.- na bank coś chce, ten parszywy i obłudny uśmieszek nie schodził jej z ust gdy sadowiła się obok mnie.
-To wspaniale- Tak myślał by kto, że ją to obchodzi.
-A nie wiesz przypadkiem co się dzieje z Liamem?-Wiedziałem.
-Co masz na m myśli?
- Nie odpisuje, nie oddzwania, nie mogłam się z  nim skontaktować, a gdy tu przyjechałam najprościej mówiąc mnie olał.
-Wiesz co nie mam pojęcia o co chodzi i szczerze to mało mnie to interesuje.-Wstałem by wyjść z namiotu, ale prawie zderzyłem się z Li. Gdy zobaczył nas oboje w tym samym namiocie wydawał się wściekły.
-Hej Lia......- W tym momencie nie potrafiłem nawet dokończyć jego imienia. Umierałem przez tę chwilę raz za razem. Aż w końcu wszystko spowił mrok. To już jest koniec? Tak wygląda umieranie?
- Tu jesteś wszędzie cię szukałem - mówi najsłodszym możliwym tonem do Sophii, po czy ją całuje. Ałć, ból który odczuwałem w tej chwili był niedopisania. To nie był nóż wbity w moje serce, to było bolesne jak po... nawet nie potrafię opisać co mogłoby spowodować tak wielki ból jak ten pocałunek. Dobijał mnie fakt, że całkiem niedawno jego usta były harmonią z moimi, czuje łzy napływające do moich oczu, usiłuje jak najszybciej wstać i wydostać się z namiotu, gdy tylko podnoszę swoje ciało od razu opadam na ziemie a jedyne co mnie otacza to ciemność. Ukazała mi się niewyraźna postać, do której po chili dołączyła kolejna, gdy obraz się wyostrzył ujrzałem moją mamę i siostrę trzymające tort urodzinowy z napisem "Wszystkiego Najlepszego Zayn", rozpakowywanie prezentów, pierwszy dzień w szkole, casting do programu. Całe życie przeleciało mi przed oczami,ostanie ostatnim wydarzeniem był pocałunek z Li, a później nic, kompletna pustka nicość.
  Moje powieki delikatnie unoszą się jasne światło oślepia mnie na co szybko  je zamykam. Po chwili powtarzam czynność, Spojrzałem w dół, leżałem na łóżku pod śnieżno białą pościelą  w okół mnie plątały się jakieś kabelki. Rozglądam się dookoła, szpitalna sala, zajebiście jeszcze tego brakowało, żebym wylądował w szpitalu.
- Witam Panie Malik - dobiega mnie delikatny głos jednej z pielęgniarek. Śliczna, dosyć szczupła blondynka o niebieskich oczach podchodzi do łóżka i odłącza kabelki.
- Gdzie... gdzie ja jestem? - jąkam się, zbyt jasne światło nadal daje się we znaki. Na litość boską czemu aż tak bardzo razi.
- W szpitalu, ale spokojnie to nic poważnego, za chwilę przyjdzie do pana lekarz. - odpowiada a na jej twarzy pojawia się szeroki uśmiech. Ciekawe jakim cudem znalazłem się w szpitalu, pamiętam jedynie, że chciałem wstać i jak widać chyba coś mi nie wyszło. Minutę po tym jak pielęgniarka opuściła sale wszedł do niej wspomniany wcześniej przez nią lekarz. Na oko miał około 40 lat, brązowe włosy a jego ciało pokryte było białym fartuchem. Chyba znienawidzę ten kolor
- Jak się Pan czuję? - pyta zerkając to na mnie to na jakieś papiery.
- Dobrze, uhm mógłby Pan mi powiedzieć jakim cudem znalazłem się tutaj?
- Pański przyjaciel przywiózł Pana do nas. - odpowiada nadal wpatrując się w kartkę papieru.
- Dlaczego? 
- Zemdlał Pan dwukrotnie w bardzo krótkim odstępie czasu i dlatego Pan tu teraz jest.
- To coś poważnego? - zapytałem pomimo, iż pielęgniarka zapewniła mnie, że nie.
- To tylko osłabienie organizmu, powinien Pan...
- Proszę mówić do mnie po imieniu, nie lubię gdy ktoś zwraca się do mnie na "pan" - przerywam lekarzowi wpół zdania.
- Dobrze, więc powinieneś pozostać dłuższy czas w domu, a za kilka dni wstawić się na kontrolę u swojego lekarza. Przepisze ci leki, pamiętaj by je regularnie zażywać.
- Kiedy będę mógł wrócić do domu?
- Dzisiaj. Za chwilę Elizabeth przyniesie twoje ubrania, wypis oraz receptę.
- Dobrze - odpowiadam po czym kieruję wzrok na okno
- Masz wielkie szczęście, że posiadasz takiego przyjaciela. Nie każdy ma takie szczęście - mówi i opuszcza sale. Fajnie byłoby tylko wiedzieć, który z chłopaków mnie tu przywiózł. Pewnie Louis no bo któż by inny. Harry i Niall pewnie mają kaca, a Li za pewne siedzi teraz z Sophii. Wpatruje się w widok za oknem. W sali jest cicho i spokojnie, jednak cisze przerywa ciche skrzypnięcie drzwi wejściowych.
- Proszę nie siedzieć zbyt długo, pacjent powinien odpoczywać - słychać z korytarza głos młodej kobiety. Nie odwracam głowy i postanawiałem udawać, że zasnąłem. Nie miałem zamiaru słuchać gadki Tommo o tym, że powinienem o siebie dbać. Louis podchodzi do łóżka i siada na nim delikatnie, i łapie mnie za rękę. Przez moje ciało przechodzą dreszcze. To nie Louis to Liam.
                            ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~      
Hej wszystkim przepraszam że tak długo ale różne sytuacje w życiu się zdarzają. Mam nadzieję że rozdział wam się spodoba i będziecie chcieli więcej. Uwielbiam was i pozdrawiam.
Emi

TAK WIEM WIEM ROZDZIAŁ JEST ZA KRÓTKI. Zdaje sobie z tego całkowicie sprawę, aczkolwiek długość tego rozdziału jest jaka jest z kilku powodów których nie podam :) Mam nadzieje, że się podoba. Jak sądzicie Zaynie się w końcu przyznał do swoich uczuć czy nie?
Wpadłam na pomysł by przy którymś z kolejnych rozdziałów pojawiła się video notka co wy na to? Nagrałybyśmy wraz z Emi filmik i trochę wytłumaczyły się z tego, że zaniedbałyśmy Was i bloga. Z prawej strony pojawi się ankieta w której będziecie mogli zagłosować w tej sprawie.
W komentarzach możecie również zadawać nam pytanie, na które chcecie żebyśmy odpowiedziały.
Kocham Was
xx Wika xx

3 komentarze: